W związku z nowymi danymi i statystykami czuję się dziś jakaś zdepnięta…
Bo wiecie punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia.
Jeśli jest się odpowiedzialnym za osobę, która ma słabe płucka i wiele innych chorób współistniejących, a w dodatku kocha się ją nad życie, to wszystkie decyzje, które się podejmuje kosztują znacznie więcej niż tak normalnie.
Kiedy w życie weszły „poluzowania” zaczął się dla nas wyścig z czasem. Wszystkie badania i kontrole, które rozkładały się w ciągu roku, wiadomo, najlepiej zrobić teraz szybko, „bo przecież druga fala”…
I wierzcie mi, czułam się jak koń wypuszczony z boksu: okulista, tyflopedagog, zaświadczenia, skierowania, ortezy, odlewy, zaopatrzenie, kardiolog, holter.
Gnamy z jednego miejsca w drugie, bo przecież kiedy, jak nie teraz.
Z drugiej strony, kolejne wakacje i ciepło będzie dopiero za rok, więc każdy chciałby uszczknąć coś dla siebie:)
I dlatego właśnie trzeba spotkać się gdzieś pośrodku. Działać z głową i rozsądnie, by jak to mówią i wilk był syty i owca cała.

Mamy przewspaniałe Rehabilitantki, bo każda ma ogromne serce dla Jagody, a głowy pełne pomysłów, co zrobić by stale korygować to , czy tamto.
Tylko mamie czasem oczy otwierają się coraz szerzej i szerzej, ale potulnie kiwa głową, że tak, tak zrobimy, poradzimy sobie:)
Po pierwsze zatem korygujemy łokieć i kolosalny przeprost. To tak jakby Wasz łokieć zaczął zginać się już w tę drugą stronę…brrrr…
Po krótkim instruktażu przyklejam co parę dni świeże tejpy.

Po drugie korygujemy stopy w metodzie trójpłaszczyznowej. Dobrze obandażowane stopy w pozycji skorygowanej, ciągną dalej we właściwym odwiedzeniu kolana i biodra.
Dużo trudnych słów, wszystkich nauczyłam się znów w czasie krótkiego przeszkolenia, a potem miałam owijać każdą stopę pięcioma metrami bandażu, codziennie, w międzyczasie rozciągając i przemasowując po nocy i po kąpieli i znów zawijając, a no i jeszcze przed i po pionizacji, ach i oczywiście tak, żeby kciukami stale trzymać te korekcję w stopie, w czasie okręcania i zawijać w ósemkę, tworząc kłosa, na tyle luźno żeby na koniec zmieścić palec w każdym miejscu, ale na tyle mocno, żeby utrzymać korekcję, no i tak żeby broń cię Panie Boże nie poprawić zwoju, ani nie wypuścić, bo wiadomo wszystko , całe pięć metrów trzeba zacząć od początku, wcześniej zwijając tenże pięciometrowy bandaż w napięciu około 20%, ale to chyba wszyscy wiemy…
Ja w takich momentach kiedy rozentuzjazmowane Ciocie tłumaczą mi, że to ważne, to da efekt i to trzeba robić i na pewno szybko się nauczę, myślę tylko : taaaaak…

Wróciliśmy też do vojty. Dopiero zaczynamy, ale musimy spróbować metody, która w pierwszym roku dawała nam efekty, ale musieliśmy zrezygnować wtedy z powodu niewydolności krążeniowej.
Ciocia, której nie widzieliśmy całe cztery lata, tak miło nas przyjęła i powiedziała słowa, które były balsamem dla mych uszu. Mimo, że Jagódka nadal nie siedzi samodzielnie i słabo kontroluje głowę, usłyszeliśmy, że widać ile pracy było tu włożonej, żeby było tak jak jest:)
Bo czasem właśnie trzeba pracować dniami i nocami, nie poddawać się, dawać z siebie wszystko, żeby było nie gorzej. Po prostu. Żeby zachować komfort.
I tu również po krótkim przeszkoleniu dostaliśmy ćwiczenia do wykonywania codziennie w domu. A najlepiej dwa razy dziennie. A trzy to by była bajka…

Porozluźnialiśmy się też u osteopaty i wiecie ? Uwielbiam tych terapeutów! Bo nie dają zadań domowych;))))

A co na to wszystko Jagoda?

„A ja na to jak na lato” 🙂
Dlatego, że staramy się spotkać gdzieś w złotym środku. Każdego dnia pójść na spacer, każdego dnia zrobić coś wakacyjnego, poszukać jagódek na jagodziany, popływać w paru wielkopolskich jeziorach, połazić po lesie, nie zapełniać dnia a zwłaszcza naszych myśli tylko ćwiczeniami i obowiązkami, bo przecież
W życiu piękne są tylko chwile…
Jeśli też tak masz, że wstajesz i myślisz: dalej, dalej, dajesz, dajesz!
A potem znów dajesz z siebie wszystko i ciężko pracujesz, pamiętaj o złotym środku i po południu znajdź sad, usiądź w hamaku, popływaj w chłodnych falach, ciesz się z tych małych rzeczy, bo … WARTO!





