Pisałam Wam nieraz, że Jagoda nauczyła nas żyć tylko tu i teraz. O tym, że nie planujemy przyszłości, bo jej nie znamy, o tym że nie czekamy na jutro, bo wykorzystać trzeba dzień dzisiejszy.
Ale nie mówiłam o tym, że zasada tu i teraz dotyka nie tylko przyszłości, ale i przeszłości.
Trudne doświadczenia tak łatwo mogą przerodzić się w traumy, zakotwiczyć nasze myślenie, jak lina trzymająca statek, która nie pozwala mu odpłynąć dalej.
Bagażu tak wielu doświadczeń nie da się łatwo zrzucić, ale trzeba stale go ściągać, by się nie spiętrzył.
Bardzo niechętnie, bo to boli, ale napiszę Wam o czym staram się zapomnieć. Wyrzucić z siebie i móc żyć dalej.

Chcę zapomnieć chwilę, kiedy po przyjęciu na oddział objęłam Jagodę, a ona spojrzała na mnie tak spokojnie, prosto w oczy, powiedziała parę słów w swoim języku, jakby mi coś wyjaśniała, po czym straciła przytomność, została zaintubowana i wyjechała na OIOM. Przed intubacją poprosiłam o miejsce, by obok niej stanąć, zrobiłam krzyżyk na czole i pocałowałam. Kiedy anestezjolodzy i pielęgniarki wyszli, zostałam sama. Nie mogłam nabrać powietrza, uklęknęłam na pustym miejscu po łóżeczku i się rozpłakałam. Bałam się. Wiedziałam, że zrobiliśmy wszystko dobrze, wiedziałam, że przyjechaliśmy od razu nie czekając. Ale pierwszy cios zwalił mnie z nóg.
Chcę zapomnieć jak bardzo bałam się o Olę i Franka. Jak dzwon doszło do mnie, że jeśli to będzie koniec, to jak ich podźwignę? Strata brata czy siostry boli chyba porównywalnie jak dziecka czy rodzica.
Chcę zapomnieć jak pusty i zimny wydawał nam się nasz ukochany dom. Te ściany były jakieś blade, światło stalowe, wszystko takie obce i nie nasze. Stanęliśmy pośród tych ścian i w końcu ktoś powiedział na głos: mamo, Jagoda w sumie tylko tu leżała, nie biegała, a tu nie ma co robić, jest tak pusto.
Przerażały nas te mury i stwierdziliśmy, że musimy wyjść, że pójdziemy do lasu. Szliśmy tak w czwórkę dalej i dalej i… chcę zapomnieć myśl, która wtedy tkwiła we mnie: a co jeśli będziemy musieli uczyć się żyć w czwórkę od teraz?
Chcę zapomnieć jak to jest wejść na piętnaście minut do swojego dziecka. Wyobraż sobie, że ono uległo ciężkiemu wypadkowi lub właśnie bardzo zachorowało, zabierają je i zamykają drzwi na długie godziny. Pod tymi drzwiami słyszysz niepokojące dźwięki, pikania, rozmowy, wyobraźnia podsuwa tysiące myśli, które musisz okiełznać i zachować spokój. Dostajesz informację od lekarza z oddziału, która jest zła, bo jaka może być jeśli stan dziecka wymagał intensywnej terapii, robi się wieczór i musisz wracać do domu… Wstać z krzesła, zejść dwa piętra niżej, przejść długie korytarze, wyjść z budynku, odjechać kilkadziesiąt kilometrów dalej zostawiając je tam. Każdy metr i kilometr rozrywa serce. Mija doba, choć dokładnie nie pamiętasz co się z tobą działo, co jadłaś, co robiłaś. Czekasz znacznie wcześniej pod drzwiami, bo to tu jest teraz twoje miejsce. Żeby na wszelki wypadek, poprostu być za drzwiami. Wchodzisz wreszcie, głaszczesz po głowie, całujesz ręce i wychodzisz na kolejną dobę. Te piętnaście minut wydaje się, że minęło jak trzy.

Chcę zapomnieć jak to jest krążyć po ulicach, po Botaniku, cmentarzu, będąc tak naprawdę nieobecną. Zastanawia cię, że to wszystko jest, ale po co. Chcesz tylko gdzieś przeczekać godziny, by móc znów wejść do dziecka.
Chcę zapomnieć wszystkie godziny, kiedy Jagoda była już wybudzona i świadoma tego, że jest sama w obcym miejscu. Kiedy mogłam tylko patrzeć jak mnie wyczekiwała, jak się bała i denerwowała, a potem musiałam wyjść ze świadomością, że będzie tam walczyć z nerwami, strachem i chorobą beze mnie.
Chcę zapomnieć pierwszą dobę razem już na pulmonologii, kiedy cieszyłam się, że tak jesteśmy razem, ale byłam przerażona czy podołam jej stanu. Patrzyłam jak wykończona próbuje zasnąć i nie może, na jej ataki paniki…
Nie zapomnę nigdy dzieci, które leżały razem z Jagodą. Nie da się patrzeć i myśleć tylko o swoim dziecku. Widok paroletniej dziewczynki wymęczonej chemioterapią, walczącej z tak strasznym przeciwnikiem, próbującej zebrać siły pod respiratorem, Dzieciątka, które chrzczone było tuż przy łóżku Jagody z nieoperacyjną wadą serca, czy dziewczynki, która odeszła , a ja nie potrafiłam powiedzieć żadnego słowa jej mamie…
Nie wolno przejść nad tymi dziećmi i iść dalej. Te dzieci i historie zmieniają na zawsze i zasługują na pamięć na zawsze.

Nie zapomnę pierwszego delikatnego uśmiechu Jagody.
Pomyślałam o tym jak wielką łaskę znów otrzymaliśmy. Łaskę czasu.
Czasu by znów się uśmiechać, czasu by się przytulać, by być razem i cieszyć się życiem.
Nie zapomnę radości Jagody z powrotu do domu, ze spotkania rodzeństwa. Tego jak cieszyło ją dosłownie wszystko: jej poduszka, jej kocyk, jej książeczka. Patrzyłam na prawdziwą radość kogoś , kto wie, że wrócił i wygrał życie.
Ta wdzięczność i radość życia udziela się i nam. Chcemy zamknąć za sobą wszystkie te złe chwile, bo mamy tu i teraz i przede wszystkim mamy siebie 🙂

