Macie może w albumie takie zdjęcie zrobione chwile przed czymś zupełnie niespodziewanym?
Kiedy robiliśmy sobie samowyzwalaczem pamiątkowy portret z 11 listopada, nie sądziliśmy, że za godzinkę nasza sytuacja zmieni się diametralnie na tygodnie.
Tata Jagody dostał telefon z pracy, że współpracownicy, z którymi dzieli biuro mają potwierdzony Covid-19. Widziałam, jak blednie cały na twarzy i siada na ziemi.
Patrzyliśmy tak chwilę na siebie, wiedząc, że musimy działać natychmiast. Maciej poszedł po walizkę, spakował najpotrzebniejsze rzeczy, ja przygotowałam kołdrę, poduszkę, ręcznik, coś do zjedzenia i … wyszedł.
Paulino, Marku ogromnie Wam dziękujemy za schronienie na czas kwarantanny i choroby! Dzięki wydzielonemu, osobnemu lokum tata nikomu nie zagrażał, a jednocześnie był tak blisko, że mogliśmy się nim „zaopiekować” przynosząc ciepłe posiłki, leki itp.
Z początku myśleliśmy sobie, że być może to działanie na wyrost. Przecież tata ZAWSZE miał na sobie maseczkę, przez osiem godzin pracy, ZAWSZE zdejmował po powrocie rzeczy i wrzucał do pralki, ZAWSZE najpierw dezynfekował nie tylko ręce, ale i twarz, włosy, brodę.
Ale kiedy po trzech dniach pojawiły się objawy, to i w nas w domu wstąpił strach, czy zdążyliśmy już podłapać, czy może udało się w porę oddzielić. I kiedy to my liczyliśmy dni od kontaktu z tatą, nie ukrywam, że zdarzało mi się w nocy zasypiać mokrą z nerwów, serce mi waliło, a żołądek się przekręcał, bo co zrobimy?
Straszne było też dzwonienie rano. Bałam się co usłyszę po nocy, czy nie pogorszyło się. Świadomość, że mój mąż może być w złym stanie, a ja w sumie nic nie mogę zrobić, bo wrzucić leki przez okno, nagotować rosołku, zanieść inhalator i tak dalej, to nie to samo co potrzymać za rękę, zrobić herbaty i podać do łóżka…
Po ośmiu dniach izolacji tata pojechał na test, wtedy jest on wiarygodny, bo robiąc go wcześniej możemy dostać wynik fałszywie ujemny. Wynik był z jednej strony oczywisty, a z drugiej … zabolało.

Przetrwaliśmy:)
Ile godzin przegadaliśmy przez 16 dni? Mogę się tylko cieszyć, że mamy nieograniczoną ilość minut do siebie:) Dzieci rozgrywały z tatą partyjki szachów przez telefon. Kręciliśmy filmiki Jagodzie, a idąc na spacer szliśmy pomachać przez okienko.
Umacnialiśmy siebie nawzajem.
Ja dziękowałam, że znosi tę izolacje dla nas i, że jest moim bohaterem, bo nas oszczędził:)
W zamian słyszałam, że to ja jestem wojowniczką, bo tyle dni z dziećmi, to z jednej strony nie kłopot, ale mając Jagódkę to po prostu fizycznie odczuwalne. Przez te dni nikt nie mógł zastąpić mnie w kąpieli, zanoszeniu i znoszeniu po schodach, przekładaniu, karmieniu itd. Ponad to rehabilitacja znów musiała być odwołana, bo tym razem to my mogliśmy stanowić zagrożenie… Tak , że znów to mama mówiąc kolokwialnie „jechała z koksem”:)


Takie talerze to tylko namiastka mojego koronowirusowego żywienia męża, który i tak kompletnie stracił smak i mówił, że kiszone ogórki poznaje tylko z wyglądu, a sos chrzanowy uznał za zwykłą, białą śmietanę na mięsie…

Jesień definitywnie odeszła, a my nie zdążyliśmy pokazać Wam wspaniałości, które udało nam się kupić Jadzi:)
To stoliczek do jej wózka, do którego wcześniej nie byliśmy przekonani, ale wraz z coraz większymi chęciami, by coś tymi rączkami podziałać musieliśmy domówić.
Druga rzecz nie ma fachowej, polskiej nazwy. Dla nas to chwytak na głowę:)
Jagoda nie kontroluje i nie utrzyma głowy, choć wygląda na taką umiejącą, ale niestety to tylko tak wygląda na zdjęciach. Głowę podtrzymujemy na zmianę od dołu kołnierzem, albo od góry chwytakiem, żeby na zmianę pracowały inne mięśnie. Pasek wokół głowy, na widełkach nazywa się Headpod. Dzięki niemu Jagoda może siedzieć pod kontem 90 stopni i kontrolować wzrokiem pokój i swój stoliczek.

Druga nasza mała radość to domowa wizyta Pani doktor z żywieniówki.
Jagoda przez rok urosła 6 centymetrów, choć za dużo nie przytyła, ale ten typ tak ma…
Udało się pięknie wymienić po raz kolejny pega, na świeżutki, nowiutki, balonikowy.
Dlaczego co pół roku to takie ważne? Zobaczcie na zdjęciu… Stary peg i jego koniec, który tkwi w żołądku jest już nadjedzony, a z balonika ucieka szybko sól. To zawsze możliwe źródło zakażenia, więc wymieniamy go regularnie.


A teraz już Marana Tha! Czas adwentu i oczekiwania:)
Pierwszy śnieg w naszej wioseczce za nami i czekamy na jeszcze!
Wieniec zrobiony, kalendarz adwentowy z zadaniami zdobi okno:)
To dopiero trzeci dzień, ale byliśmy już na trzech roratach o 7.00 on line , przed lekcjami, więc statystyki są póki co obiecujące 😉



