Jestem bardzo spóźniona, bo pisać do Was chciałam jeszcze przed świętami, ALE z racji tego, że jestem i przez następny miesiąc nadal będę nauczycielką w trzech klasach oraz na terapiach, to co do innych rzeczy mam poślizgi:)
Baliście się Świąt? Tak szczerze. Mieliście myśli, że poco właściwie święta skoro nie można się spotykać, po co gotować i sprzątać skoro nie ma gości. Takie Święta to nie Święta…
Albo, że będzie bardzo smutno, bo bez rodziców, bez rodzeństwa, bez przyjaciół, bez dziadków…
I każdy z nas stanął przed decyzją. Robić czy nie robić?
ROBIĆ!!! Oczywiście, że robić.
Pamiętacie kiedy Jagoda była w czasie pierwszej Wigilii na neonatologii? Albo kiedy była w czasie Wigilii na intensywnej terapii po operacji serca?
Stawialiśmy sobie pytanie: czy będziemy się „starać” jakoś w te Święta? Skoro to trudny, inny czas. Wtedy wybraliśmy. Odwiedzaliśmy Jagodę w eleganckich strojach, mieliśmy dla niej upominki, śpiewaliśmy kolędy, opowiadaliśmy o wszystkim co się wokół dzieje. Kupowaliśmy i stroiliśmy z dziećmi choinkę, lepiliśmy pierogi.
Dlaczego? Bo każdy dzień jest TYM dniem.
Wiecie co czeka Was i nas?
W czasie epidemii każdy po kolei będzie obchodził swoje urodziny, imieniny, rocznice, jakieś bardzo ważne dni i niech one będą TYMI dniami!
Nie odkładajmy życia na później!
Bo życie nie lubi czekać. I nie będzie nigdy czekać na nas. Na koniec epidemii, koniec kryzysu, na lepsze czasy, na lepsze zdrowie…
Nikt z nas nie spodziewał się takich czasów.
Życie nie pytało nas czy tego chcemy.
Ale my , nadal MOŻEMY coś zrobić – Nadać naszym dniom radości i barwy.
Tego właśnie nauczyła nas Jagoda.
Dzisiejszy dzień, który masz jest darem i wykorzystaj go najpiękniej, nie czekając na lepsze okoliczności.
Oczywiście, że brakuje nam teraz bliskich, przytulenia tych , których kochamy, spotkań, ale nie odkładamy wszystkiego w próżnię, w czas bliżej nieokreślony, bo on może nie nadejść jeszcze długo. To wielka lekcja pokory dla nas i nauki jaką dostajemy od życia.
Nie możemy zapraszać gości, ale możemy rozmawiać z nimi, widzieć się na komunikatorze, pisać listy, przesyłać laurki, okazywać gesty, że jesteśmy, pamiętamy.
Nie możemy organizować wielkich i hucznych zabaw, wystawnych przyjęć, ale możemy nadać tak samo duże znaczenie małym symbolom, które swoją głębią i znaczeniem zastąpią nawet królewską ucztę.
Zobaczycie, że wszystkie te drobne rzeczy robione teraz wspólnie, przeżywane w nowy sposób jubileusze, tworzone nowe tradycje w naszych rodzinach, zostaną niezapomniane i opowiadane kolejnym pokoleniom, a nam pomogą przejść przez ten trudny czas.

Święta Wielkanocne były dla nas pięknym czasem. Pełnym symboli właśnie.
Całą rodziną uczestniczyliśmy kolejno w dniach i nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, wsłuchując się w słowa kapłanów. Tego roku odwiedziliśmy nie tylko Watykan towarzysząc Papieżowi, byliśmy i w naszej kaplicy, w Krakowie Łagiewnikach, w Świątyni Opatrzności Bożej, na Jasnej Górze i w ukochanych Wiktorówkach.
Tego roku każdy z nas, domowników, mógł drugiemu obmyć stopy, do święconki zmieściło się wszystko co chcieliśmy bo był to nasz cały stół, nasz dom stał się Wieczernikiem.





Jagoda zachwycona wszystkim, nami, czasem który mieliśmy dla siebie i atmosferą radości:)




Miesiąc temu i my stanęliśmy przed wyborem.
Franek od września co tydzień chodził na popołudniowe, dodatkowe katechezy przygotowujące do Sakramentu Pierwszej Komunii.
Wiedzieliśmy już w marcu, że tegoroczne Komunie odłożone są w czasie, choć nikt nie wie na kiedy i czy na pewno…
Zgodnie z wytycznymi arcybiskupa jest jednak możliwość indywidualnej Komunii. Spytałam Franka co robimy. „Mamo, proszę Cię, nie chcę czekać, bo nie wiadomo co będzie. Będę mógł w pełni uczestniczyć w Wielkanocy.”
Na Mszy byliśmy zupełnie sami. Franek poszedł do Spowiedzi i przystąpił do Komunii. Dziadkowie i Chrzestni towarzyszyli nam przez internet.
W domu upiekliśmy tort, Ola namalowała w prezencie pamiątkę dla brata.
Ten dzień nasączony był tylko tym czym był w istocie. Spotkaniem z Panem Jezusem.

