Ferie minęły nam bardzo szybko, jak wszystko co miłe. Ponieważ zima w tym roku nie zagościła w nasze strony, a jezioro odkąd pamiętamy pierwszy raz nie zamarzło, szukaliśmy namiastki zimowego szaleństwa i znaleźliśmy!

Pięć minut drogi i jesteśmy na lodowisku. Tam właśnie wybraliśmy się parę razy, żeby wyszaleć się rodzinnie, pośmiać i poczuć lekki chłód na policzkach.

Szukamy pomysłu co zrobić, żeby pojeździć z Jagusią, musiałyby to być sanki chyba na wysokiej rączce, stabilne, półleżące…Na pewno byłaby zachwycona!

Wieczorami każdy uciekał do swoich lektur, albo szukaliśmy ciekawego filmu dla całej familii. Jednym z nich był „Cudowny Chłopak” opowiadający o chłopcu, który urodził się z zespołem wad genetycznych, a teraz jako dziesięciolatek idzie do zwykłej szkoły i odkrywa na czym polega prawdziwa przyjaźń, z resztą nie tylko on:)

Z pozoru to kompletnie inna historia od naszej, jednak jest tam fragment, który jest dla nas tak tożsamy, że wcisnął mnie w fotel…

„August (tytułowy cudowny chłopak) to słońce. Siostra, mama, tata to planety orbitujące wokół niego. Kocham brata i przyzwyczaiłam się do naszego kosmosu. (…) Rodzice mówią, że jestem najbardziej wyrozumiałą córką na świecie.

Mama wstrzymała swoje życie dla mojego brata. Zrezygnowała z wszystkich swoich rzeczy, żeby nim się zająć. Przyjaciele mówią, że August to słońce bo oślepia wszystkich swoim blaskiem.”

W rodzinach, w których pojawia się chore dziecko jest właśnie tak.

Te maleńkie światy zostają wywrócone do góry nogami, prawa fizyki przestają w nich działać. W centrum układu znajduje się właśnie to najsłabsze, wymagające opieki, bo trzeba je chronić, bo wszystko i wszyscy kręcą się wokół niego…

Każdy miał swoją pracę, swoje marzenia, plany sięgające bardzo daleko w przyszłość, wszystko poukładane, zaplanowane.

Nagle przychodzi takie trzęsienie ziemi, że już nic nie jest pewne, że nic nie jest ważne prócz zdrowia, że zaplanować możemy jedynie dzisiejszy dzień, choć i ten często przynosi niespodzianki.

Brzmi strasznie. Brzmi jakby to oznaczało koniec szczęścia.

Ale tak nie jest.

Dziecko, które staje się słońcem dla swojej rodziny, grzeje ją niespotykaną miłością.

To ta miłość sprawia, że wszystko z czego musieliśmy zrezygnować, staje się nieistotne.

Słońce trzyma wszystkie inne planety na swoich właściwych miejscach. Trzyma je blisko siebie, a te oddziaływania sprawiają, że i inne planety są blisko siebie nawzajem, stale się widzą, stale są w kontakcie.

Słońce nie pozwala, by któraś planeta od tak urwała się ze swojej orbity;)

Dzięki słońcu na ziemi rozkwita życie…

Jeśli zastanawialiście się kiedyś czy Jagoda jest ambitną i grzeczną uczennicą na swoich zajęciach, odpowiem dwoma zdjęciami:)

Czasem jest wulkanem energii, śmieje się w głos cokolwiek by jej zaproponować, jest pięknie skupiona i bardzo się stara…

Czasem jednak jest kłębkiem foszków, które zgadzają się tylko z łaską wysłuchać piosenek cioci Moni, siedząc obrażona pod parasolką…

Jak bardzo nie narzekać by na pogodę, to my naprawdę złapaliśmy każdy promień słońca tej zimy, która owocowała spacerami

Na koniec namiastka krainy lodu i zdjęcie mamy i taty razem.

Mieliście jakieś noworoczne postanowienia? Rok temu mieliśmy jedno.

Przez cztery lata mama i tata nie mieli żadnych wspólnych zdjęć, wyjść, z zrozumiałych względów. Postanowiliśmy załatać tę dziurę.

Jeśli naszą „randką” był rodzinny spacer, prosiliśmy dzieci o zdjęcie rodziców na łące, na plaży, przy świątecznym stole. Taka terapia:) Dzieci cieszą się z wspólnych zdjęć mamy i taty, a my łapiemy chwile razem, by pielęgnować i nie zapominać o tym co najważniejsze!