O Ironio!!! Zakrzyknęłam sobie w duchu nie raz w ciągu świątecznego czasu, ale i wieeele razy w ubiegłych latach.
Jak nazwać takie niewinne zrządzenia losu, które powstają chyba tylko po to by w najbardziej nieodpowiednim momencie spłatać nam życiowego figla.
Wiecie o czym mówię?
Przykład pierwszy. Zbliżają się Święta. Cała drżę, bo jak pamiętacie przez ostatnie lata nie należały one do najspokojniejszych, tak więc eliminujemy wszystkie niepotrzebne wyjścia z domu, rezygnujemy z wizyt, ba, nawet zwalniamy czasem dzieci ze szkoły, żeby chuchać na zimne i trzymać wszystkich w zdrowiu. I to się udaje. Prawie.
Bo w przededniu Wigilii, wieczorem wykonując jeszcze kolejne obowiązki, nagle czuję i wiem. Coś usiadło mi na strunach głosowych. Mnie! Do jasnej ciasnej! Tak wszystkich pilnowałam, a tymczasem ja przez Święta nie śpiewam żadnej kolędy, bo po prostu nie mam głosu.
Wiecie też kiedy Jagoda na pewno złapie przeziębionko? Ano wtedy kiedy tata wyjeżdża w delegację. Logiczne! Czy dzieci mają dodatkowy zmysł, który reaguje smarkami z nosa, kiedy to mama sama musi zostać na polu bitwy?
O takich drobnostkach, które zdarzają się kiedy jesteśmy w szpitalu nie wspomnę. Jestem zamknięta w salce bez łazienki, ogromny stres, przy Jagodzie stale trzeba klepać, odśluzowywać, przekładać boki, tulić i wtedy nie raz , nie trzy spada na mnie gigantyczny ból brzucha lub głowy lub oba i obfity okres…
Bo mama przecież jest niezniszczalna! Nie musi spać, nie musi jeść, nie musi się kąpać i korzystać z toalety, o chorobach nie wspominając, one po prostu muszą zniknąć w ciągu doby, czy będzie to angina z temperaturą, przeziębienie, migrena czy „sraczka”.
A zapomniałam, że przy okazji musi tak się zaprzeć, żeby nie zarazić dziecka!
Dowodem jest sytuacja, kiedy ostatnio tak mnie bolała głowa w sobotę, a korzystając, że Maciej jest w domu, usiadłam na kanapę, pod kocykiem.
Franek wszedł do domu i rzucił się do kanapy, bez ściągania butów czy czapki z okrzykiem „mamo! co Ci jest?”. Spojrzałam zdziwiona i mówię:”nic, boli mnie głowa”.
„Myślałem, że złamałaś nogę!”. Tak dziwny był fakt siedzącej na kanapie mamy:)))
Więc kiedy przychodzi kryzys, a do tego psuje się auto, lodówka pusta, a zamrażalnik „pika” bo czas go rozmrozić, myślę sobie „YHM kiedy jak nie teraz” i staram się z tego śmiać. Tak, to czasem niemożliwe, ale samo zdanie sobie sprawy z paradoksu sytuacji już ją rozładowuje. Chłodzę zawsze moje dzieci, mówiąc:
„Spokojnie, będziesz żyć.” A więc, spokój, tylko to może nas uratować:)

Tu zaprezentowany spokój Jagody i mała drzemka na słonku:)

Doskonale pamiętam jak chwilę temu Ola samodzielnie brnęła przez jedną z pierwszych lektur i czytała siostrze na głos „Dzieci z Bullerbyn”. A tymczasem już Franek jej czyta swoje lektury!
Widzicie jak podobają jej się „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek”.

Tata wrócił, jak powiedział z kraju, na który nigdy nie będzie nas stać, ale dla całej rodziny przywiózł szwajcarską czekoladę! Każda zapakowana w inny widoczek. Jest wydzielana po jednej kosteczce w specjalny dzień:)

W nowym roku odmierzałam dzieci przy ścianie. Najśmieszniej oczywiście odmierzyć w pionie Jagodzianę. Zaśmiewała się kiedy całą sobą rozpłaszczałam ją wzdłuż ściany. Kreskę Oli i Franka widzicie powyżej:)

To dopiero był szczęśliwy dzień! Ile razy w życiu zdarza się być obudzonym przez mamę o 7.00 rano w poniedziałek i dowiedzieć się piętnaście minut później, że szkoła zamknięta z powodu awarii…
Ah…marzenie…
Zbliżają się Walentynki, potem Dzień Kobiet, może urodziny lub imieniny którejś z Was, zróbcie sobie proszę prezent najlepszy z możliwych.
Uwielbiam czytać! Ostatnio w moje ręce trafiły dwie, uważam genialne książki.
O raku piersi. Pomyślicie, eee , to nie dla mnie…Nie? Kochana, w dzisiejszych czasach dobrze wiesz, nikt nie jest bezpieczny. Co ósma z nas usłyszy diagnozę nowotworu piersi. Te książki nie powstały by kogoś straszyć, tylko oswoić, przygotować i mobilizować.
Pierwsza „Piersi” napisana przez najbardziej znaną profesor w USA, tak, tą która przeprowadziła leczenie zapobiegawcze Angeliny Jolie. W przystępny sposób, podparty niezliczonymi badaniami opisuje co powinno zwrócić naszą uwagę, kiedy rozpocząć badania, przede wszystkim co jeść, pić, jak żyć by zapobiegać, zapobiegać, zapobiegać.
Druga „Zdrowa od nowa” to jedyna na polskim rynku książka, gdzie swoimi doświadczeniami dzieli się pacjentka, lekarka , a na koniec dietetyczka, która również przemyca masę super przepisów.

W Poznaniu możliwe jest również wykonanie najnowocześniejszego badania piersi tomosynteza. Mammografia to jakbyśmy zrobili rentgen piersi. Tomosynteza to tak, jakbyśmy za pomocą zdjęć tę pierś pokroili na wiele skibek. Dokładniej, co?
Ponieważ siedem lat temu miałam epizod wymagający leczenia, zapisałam się. Czas oczekiwania to około miesiąca, ważne by umówić się na początek naszego cyklu.
Nie boli. Serio. Kosztuje 290zł. Niestety. Ale biorąc pod uwagę, że za jedną wizytą mamy:
-badanie i opis radiologa
-usg i opis drugiego specjalisty
-rozmowę, wywiad, podsumowanie i zalecenia w trzecim gabinecie u onkologa
To WARTO. Ja dowiedziałam się, że w moim przypadku mammografia nie miałaby nigdy sensu. Tomosyntezę muszę powtarzać co dwa lata. Dowiesz się tam więcej niż myślisz.
OPEN Ośrodek Profilaktyki i Epidemiologii Nowotworów
Ul. Kazimierza Wielkiego 24 tel.61 851 86 31