Franek miał 2,5 roku, kiedy wylądowałam na długie tygodnie w szpitalu, walcząc o przedłużenie ciąży… Tak bardzo było mi go żal…Myślałam, czy nie budzi się w nocy, czy nie płacze, czy poradzi sobie w przedszkolu, do którego miał zaraz wyruszyć.
Czas biegł, spadały na nas bardzo ciężkie sytuacje, które on układał w swojej małej główce, na tyle ile pozwalała mu dziecięca świadomość.
Zawsze czekał na małą siostrzyczkę, która od kiedy zjawiła się w domu była jak najsłodsza Przytulanka. I tak ją na początku traktował. Był czas kiedy kazał nam do niej mówić Śnieżynko, bo to takie piękne jak ona:)
Przez całe przedszkole rósł, mądrzał, dojrzewał. Zadawał wiele pytań i wszystko akceptował. Akceptował, co nie oznacza, że się na to godził.
Zawsze mówi: „kiedy Jagoda już będzie chodzić, to…”;”kiedy Jagoda będzie mówić to…”; „kiedy Jagoda będzie mieć męża…”
Kiedy zobaczył pega pierwszy raz, cofnął się i powiedział tylko „ojejku”. A potem często towarzyszył przy kąpaniu, karmieniu, pielęgnacji. Przyzwyczaił się?
Nasi Najbliżsi wyjeżdżali do Medjugorie. Mogliśmy przykazać nasze modlitwy na karteczce. Pytam Franka co chciałby powiedzieć Matce Bożej. „Żeby Jagoda nie miała już pega, żeby mogła jeść i pić normalnie i nic ją nie bolało.”
Ok, mówię, co jeszcze? „Nic więcej nie potrzebuję.”
Doskonale pamiętam pierwszy września 2015 roku. Ola szła do pierwszej klasy. Byłam tydzień po urodzeniu Jagody. Wypisana na własne życzenie, z wysokim crp. Wyglądałam jak po wypadku samochodowym, wszędzie siniaki, biała jak ściana, nie miałam siły sama chodzić, dlatego pojechałyśmy z moją mamą, która trzymała mnie pod rękę. Ale nie wyobrażałam sobie, żeby nie być z moją pierwszoklasistką. Potrzebowałam tego jak powietrza, po tygodniach rozłąki i wszystkich przejściach. Cieszyłam się, że żyję i że moje dziecko ma możliwość rozpocząć szkołę z mamą…
W tym roku to Franek rozpoczął pierwszą klasę. Tak się cieszyłam, że i jemu mogę towarzyszyć. Przez ten czas Jagoda również bardzo się zmieniła. Z słodkiej Przytulanki stała się kompanem Franka. W końcu między nimi nie ma dużej różnicy wieku, a ci dwaj mają swój wypracowany kod komunikacji i świetnie się „dogadują”.
To czas samych wygłupów i śmiechów. Obydwoje są tak samo zafascynowani migającą lampką. Obydwoje tak samo głośno piszczą, kiedy chowają się pod kocem, a ja ich szukam i odkrywam. Kiedy pytam Jadźki czy idziemy po Franka do szkoły już jest szczęśliwa. Słucha całą drogę powrotną. W domu podświadomie Franek stale się przy niej pokłada, buduje dla niej bazy, konstrukcje, namioty. Słuchają w dwójkę wszystkich książek tak samo zainteresowani:) Kiedy ostatnio trafił się duży karton po cewnikach, Franio zaraz postanowił, że będzie to czołg. Wyciął otwory, przyniósł dwie czapki, jedną dla siebie, drugą dla Jagody, wszedł i mówi: mamo, włóż ją tu, będziemy prowadzić!
I zawsze kiedy mówi, że on nigdy nie był i nigdy nie będzie zły na Jagodę i że to ona jest na jego pierwszym miejscu;) wzruszam się, bo tak wygląda miłość w najczystszej postaci. On jest Rycerzem, ona jego Śnieżynką.






Wybaczcie słabą jakość zdjęć, ale to są zawsze takie momenty, które przyuważę i szybko łapię za telefon, by je uwiecznić, nie myśląc o świetle, ustawieniu itp:)
Nad nasze jezioro przyszła jesień, jeszcze tydzień temu dzieci się kąpały, ale to już pewnie ostatnie takie chwile. Woda musi poczekać na stopki Jagody do kolejnej ciepłej wiosny.

