Muszę podzielić się z Wami szybko i na gorąco tym co spotkało nas w pięknym Wrocławiu.

Po półrocznej przerwie zawitaliśmy na turnus, żeby skontrolować naszą pracę w domu i dostać nową porcję wiedzy i zadań.

Wiecie jak wyglądał pierwszy dzień z mojej perspektywy?

Dzieci zostawione. Pobudka skoro świt. Auto zapakowane wszystkim po dach. Dojeżdżamy o 8 rano na pierwszą sesję. Upał leje się z nieba. Po ponad godzinie wychodzimy oszołomieni wiedzą terapeutki. Jedziemy do centrum na drugie zajęcia. Całus od męża, który biegnie na pociąg. Zostaję sama w obcym mieście, z Jagodą, która w upale jest w grupie ryzyka. Muszę ją poić, karmić, być przygotowaną na wszystko i wszędzie. Muszę z nosem w GPSie zdążać na kolejne zajęcia, w różnych częściach miasta. Muszę organizować naszą przestrzeń w warunkach totalnie innych niż zacisze domu. Stawać na głowie, żeby Jagoda humoru nie straciła, ani zdrowia, żeby wykorzystała wszystkie zajęcia. Na przerwie szukam parku obok centrum, żeby przeczekać w niższej temperaturze. Trzecie zajęcia. Teraz jeszcze znaleźć zaklepany pokój. Okazuje się, że to pokoik w akademiku AWF. W akademiku. Dokładnie nad wejściem do akademika. Widzę schody i same schody. Jest już po 17. Kładę Jagodę na kanapie i uświadamiam sobie, że wszystko jest piętro niżej w aucie. Na korytarzu łapię studentkę i proszę, że mam tu takie dziecko i niech się rozgości a ja pobiegnę po walizki. Pobiegłam pukając się w czoło co robię, zostawiając córkę z kimś kogo widziałam równe trzy sekundy. Biegnę jeszcze drugi raz po wanienkę i sprzęty. Dziękuję dziewczynie. Zamykam drzwi. Otwieram okno. Organizuję przestrzeń Jagodzie. Podaję leki, karmię. Dzwonię do Macieja i wybucham płaczem. Jak ja to wszystko ogarnę każdego dnia? Patrząc na Jagodę, chyba miała podobne myśli…

Ale odbyłyśmy naradę motywacyjną. Ona da radę i będzie się starać. Ja dam radę bo robię to dla niej. Obie będziemy to traktować jako przygodę i dobrą zabawę, a ile uda nam się zrobić to nasze!

Humory wróciły. Nie tylko nam, bo akademik to zaczarowane miejsce, w którym po 20.00 wszystkim wraca humor i postanawiają go uzewnętrzniać krzykami, śpiewami i głośną muzyką.

Mikropolaryzacja- Jagoda codziennie zaczynała kontrolą neurologiczną i sesją mikropolaryzacji mózgu w obrębie kory mózgowej, która miała na celu pobudzać jej ośrodek wzroku. Dzięki cioci Małgosi to miejsce atmosferą przypomina kawiarenkę, gdzie dzieci oglądają bajki i piosenki , a mamy plotkują, wymieniają się doświadczeniami i spostrzeżeniami:)

Rehabilitacja wzroku metodą eeg biofeetback- jedyna i niezastąpiona pani Irenka, która wielu dzieciom w Polsce daje nadzieję na lepsze widzenie. Pochwalimy się, bo pani Irena była bardzo zadowolona z pracy, jaką Jagoda wykonała przez pół roku w domu. Dostałyśmy nowy zestaw bajek terapeutycznych. Możemy już oglądać bajki za jasnego, bo Jadzia już je dostrzega no i w pracy mózgu pojawiają się fale skojarzeniowe:)))) Tylko spójrzcie jak patrzy na zajączka!!!

Turnusy to również ogrom czekania. Ponieważ opieka jest bardzo fachowa i trwa tyle ile musi trwać dla każdego dziecka indywidualnie , trzeba się nastawić na czekanie pod gabinetem, umilanie czasu i zmiany pozycji kiedy bolą już małe plecki.

Przed upałami uciekaliśmy do jednego z wielu parków, lub szliśmy w południe na Mszę korzystając z chłodu świątyni. Naszą największą bolączką było wchodzenie do auta ileś razy dziennie, które witało nas temperaturą 50 stopni…

Kraina Skarbów. Tu z naszą opowieścią musimy zatrzymać się na dłużej. Byliśmy w tym miejscu pierwszy raz, bo otrzymać termin i doczekać wizyty w cale nie jest tak prosto. Przyjęła nas również znana w kraju ciocia Dagmara. Wzięła Jagodę w objęcia i pracowała ponad godzinę, co chwila mówiąc nam swoje uwagi, dopytując i dzieląc się wiedzą, a my tylko otwieraliśmy coraz szerzej usta i jak szaleni robiąc notatki.

Aby wymienić talenty Dagmary nie starczyłoby miejsca, skupmy się na neurologopedii i integracji sensorycznej, na które kładliśmy nacisk w czasie zajęć.

I tu właśnie pojawił się nasz tytułowy Zink. To pojęcie z baki, w której główna bohaterka opowiada o pierwszym spotkaniu swoich rodziców i zakochaniu. To takie niewytłumaczalne „coś”, zdarza się bardzo rzadko łącząc od razu dwie osoby, po prostu. Taki Zink zdarzył się właśnie Jagódce, która od pierwszej sekundy pokochała swoją ciocię terapeutkę:)

Dla mnie to było cudowne patrzeć jak Jagoda od przekroczenia progu Krainy Skarbów śmieje się w głos. Na dźwięk głosu Dagi, aż cała chodziła, żeby już iść do niej na ręce. Wpadliśmy jak śliwki w kompot wiedząc, że nie odmówimy Jagodzie i będziemy tu zaglądać częściej…

Tym bardziej, że rozbudziła się nasza nadzieja na to, że kiedyś usłyszymy „mama” „tata”…

Widzicie te pozytywne fluidy?;)

Dla Jagody fajne tam było wszystko. Korytarz, jej ulubiony fotel, na którym czekała na zajęcia, a nawet łazienka. Panie i Panowie w tej zielonej toalecie panna Jagoda miała swój pierwszy i drugi i trzeci raz na ubikacji jak duuuża dziewczyna:) Śmiałam się z mężem, że po powrocie musimy powymieniać żarówki w naszej łazience. Może zieleń tak działa na perystaltykę jelit? Fotel też cudo, ale zapewne znacie jego cenę…

Wracamy mądrzejsi i z mnóstwem zadań. Poznaliśmy masaże tonalne, metodę werbalno-tonalną do nauki mowy, masaże logopedyczne stóp i mnóstwo innych informacji, które pozwalają nam lepiej rozumieć Jagodowy świat.

Co ważne wyjeżdżamy też zmotywowani i podbudowani. Dostaliśmy ogrom nadziei a to ważne bo wiecie…smutno tak żyć bez nadziei. A ta, również u rodzin z niepełnosprawnością zawsze się tli i mimo kolejnych diagnoz trwa i umiera ostatnia.

A co działo się po zajęciach? O tym już lada dzień:)))