Ostatni miesiąc należał zdecydowanie do tych cięższych. Mogłoby się wydawać, że wiosna już puka do drzwi, a zamiast coraz dłuższych spacerów uderzyła w nas nie lada infekcja. Prawdopodobnie w czasie jednodniowego pobytu na gastroenterologii, gdzie mieliśmy skierowanie na testy metaboliczne, Jagoda podłapała dwóch pasażerów na gapę. Metapneumowirusa i pneumokoka. Oba groźne i oba atakujące płuca. Z takimi rywalami nie mogliśmy walczyć w domu, bo jak wiecie oddaliśmy nasz koncentrator, a poza tym zostanie w domu było zbyt ryzykowne. Nie chcę opisywać wszystkich niuansów, ale wierzcie mi, dwie pierwsze doby, kosztowały mnie sporo nerwów i zdrowia…
Mam wiele kotłujących się myśli w głowie i pozwólcie, że zbiorę je w parę punktów:
1. Szpital dziecięcy bywa przeładowany. Ten rok był rekordowy pod względem zjadliwych wirusów, a co za tym idzie ilości małych pacjentów w szpitalu. Oddziały nie są z gumy i czasem dyżurujący lekarze są zmuszeni odsyłać dzieci do innych placówek lub obstawiać lekami i odsyłać do domów. Często zapalenie płuc musi być leczone tam gdzie jest wolne łóżko: na neurologii, kardiologii itp. o izolacji też czasem trzeba zapomnieć, chcąc ratować jak najwięcej dzieci. ALE są jeszcze dzieci bardziej chore, złożone, obciążone dużym ryzykiem, dla których MUSI znaleźć się miejsce odpowiadające stanu ich zdrowia, które nie mogą być przepychane z oddziału na oddział i walczyć o izolatkę, bo po pierwsze nie ma na to czasu, leki muszą być podane jak najszybciej, a po drugie nie zasługują na to po całej drodze jaką przechodzą od narodzin…

2. Dziękuję za każdy gest zrozumienia i zaufania mi jako rodzicowi. Jagoda wraz z odzyskaniem oddechu wpadała w coraz większą nerwicę. W ciągu paru dni schudła kilogram, bo nieustannie biła powietrze. To była walka z dźwiękami, światłem, dotykiem, który powodował ból, strachem i chorobą. Bardzo dużo znaczyło kiedy dostaliśmy zgodę na wspólne leżenie w większym łóżku, gdzie Mała próbowała się wyciszyć i uspokoić. Dziękuję za współpracę lekarza z rodzicem, za dyskusje o sensie zmiany leczenia, o zrobieniu dodatkowych badań i branie pod uwagę teorii mamy, która przecież obserwuje swoje dziecko przez całą dobę.
Dziękuję moim bliskim, którzy otwierali swoje drzwi w różnych nocnych godzinach, oferując ciepły prysznic i kawałek łóżka i dbali żebyśmy coś jedli i to nie byle co.

Kwiaty w Dniu Kobiet dla Jadwini od Taty:)
3. „Tam jest dom twój, gdzie serce twoje”. Przez te prawie dwa tygodnie, w domu byłam chyba trzy razy. Zawsze kiedy wypadała moja „wolna” noc i Jagoda zostawała z tatą, jechałam spać do dzieci, które były u jednych lub drugich dziadków. Przekonałam się, nie po raz pierwszy, że mój spokój, radość i szczęście odnajdę w twarzach dzieci, a nie w murach pustego domu. Śmialiśmy się z mężem, że chwilowo mieszkamy w aucie. Tam trzymaliśmy rzeczy, kurtki, buty, dodatkowe rzeczy dzieci, na desce rozdzielczej zostawialiśmy sobie pocztę czy rachunki do popłacenia.

4. Mam dzielne dzieci. Co jakiś czas powtarzam tę myśl i pewnie nie raz jeszcze to zrobię. Czasem zdarza się, że w trójkę mają gorszy dzień i łzy z wszystkich oczu leją się strumieniami. Ja wtedy odkładam wszystkie prace i udostępniam siebie, by te łzy we mnie wsiąkały, by smutki ich światów wypłynęły i oczyściły ich małe główki. Wiem, że mimo to kiedy sytuacja wymaga od nich zimnej krwi, dzielności i grzeczności – oni ją znajdą. Nigdy nie usłyszałam od nich dlaczego muszę jechać do Jagody, dlaczego mnie nie ma, że to niesprawiedliwe.
Kiedy wróciliśmy do domu, po dobie rozchorował się Franek. Został oddelegowany z gorączką do swojego łóżka i wychorował się sam w trzy dni. Pięciolatek. Serce miałam rozdarte, bo Jagoda była w bardzo złej kondycji i wymagała stałego klepania, odsysania, karmienia, noszenia, bo jej nerwica nie skończyła się zaraz po powrocie, a musiałam ich od siebie oddzielić, żeby nie mieszali swoich zarazków. Do Franka wchodziłam tylko z lekarstwem, piciem, jedzeniem. Nie skarżył się, nie wyszedł z łóżka, nie marudził…


Kończę moim ulubionym zdjęciem tej zimy, która mam nadzieję już na dobre za nami.
Siarczysty mróz, jezioro skute lodem i obłędnie czyste niebo, odbijające się w lodowym lustrze.

Życzymy Wam, aby Zmartwychwstały Chrystus
obudził w nas to, co jeszcze uśpione,
ożywił to, co już martwe.
Niech Światło Jego Słowa prowadzi nas przez życie do wieczności
