Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo.

Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie się stało,

a bez Niego nic się nie stało, co się stało.”

Ew.J. 1, 1-3

Pierwsza Wigilia Jagody, 2015.

Na ziemię spadł w końcu biały pył. Na ulicach Jeżyc widać było, że to już ten dzień. Cicho, pusto. Jesteśmy z naszą maleńką córeczką. Oddział neonatologiczny przyzdobiony jest choinką, a nad drzwiami intensywnej terapii noworodka zawieszony zostaje napis „Wesołych Świąt”. Widziałam go od paru dni i miałam mieszane uczucia, bo jak to „wesołych”? To będą trudne Święta, dla dzieci, dla nas. Wcześniej pojawiają mi się w głowie myśli, a może te Święta tak przeskoczyć, przejść obok, żeby nie było nam tak tęskno i smutno.

W końcu dociera do mojego serca Dobra Nowina. Wigilia to czas naszego czuwania. Oto narodzić się ma nasz Zbawiciel. To w Nim szukam pocieszenia i ratunku w najcięższych chwilach. To Jemu chcę dziś śpiewać. To Jego widzę, gdy tulę do siebie niewinne, maleńkie dziecko.

„Mario, czy Ty wiesz, że pewnego dnia, przywróci wzrok ślepemu?

Mario, czy już wiesz, że Twój Synek ma wybawić nas od złego?

Czy Ty wiesz, że Twój chłopiec już niebiańskie ścieżki zna?

Że patrząc w Jego oczy najświętszą widzisz twarz?”

Maria wiedziała, przeczuwała na pewno powołanie swego Syna i bała się, co wydarzy się z Jej Dzieciątkiem. Każda mama tuląc swoje maleństwo kocha, a jednocześnie tak bardzo boi się o los swojego najcenniejszego skarbu…

Kiedy o szesnastej, zostajemy wyproszeni z sali na czas kroplówek, jedziemy do domu, gdzie czekają dzieci, dziadkowie, przygotowana wieczerza.

Wracamy. Ubrani odświętnie stoimy nad inkubatorem dziękując za każdy dzień Jagody. Jestem wzruszona każdym symbolem ofiarowanym Małej, maleńką, dzierganą czapeczką; obecnością Mikołaja, który daje nam, rodzicom poczucie, że i o naszych chorych serduszkach pamiętał.

Na oddział wchodzi kolejne małżeństwo. Tata w marynarce, białej koszuli; mama w wizytowej sukience. W ciszy idą do swojego maleństwa, też stać, myśleć, bo niewiele więcej możemy. Tylko czuwać i nucić kolędy, które więzną w gardle…

Pasterka w szpitalu. Wyjątkowa. Jest nas może siedem, dziesięć osób, parę pań pielęgniarek, cudowny ksiądz, który nigdy nie zapomina o wszystkich dzieciach walczących na oddziale.

„W Nim było życie.

A życie było światłością ludzi,

A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”

Ew.J. 1. 4,5

Druga Wigilia Jagody, 2016.

Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że pamiętam dokładnie godzina za godziną kiedy czekaliśmy na operację serduszka, już na oddziale, rok temu. Pamiętam każde słowo kardiochirurga, moje myśli, mój płacz, a potem…dziesięciodniowa dziura. Pamiętam kryzys Jagody, nasze czuwanie pod jej drzwiami, wszystkie wejścia na intensywną, ale co ja robiłam „w międzyczasie”? Przecież musieliśmy dzieci zawozić i odbierać ze szkoły, z przedszkola, musieliśmy kupować chleb, mleko, coś jeść…Nie pamiętam nic. W Wigilię stan był bardzo ciężki, zakażenie sepsą, pneumocystą…My wierzyliśmy. Bardzo wierzyliśmy w naszą Gwiazdę. Wystarczyło nam zdanie pani doktor, że nie jest jeszcze gorzej. I znów nie mogliśmy zrobić nic. Tylko być, głaskać. Bałwanek, strój mikołaja miał wpuścić do zimnej, bezdusznej sali, promień radości i symbol, że to ważny dla nas dzień.

Rodzice dla dzieci zawsze starają się zaklinać rzeczywistość. Żeby się nie bały. Żeby wiedziały, że jesteśmy blisko, że dotykamy i uspakajamy, dodajemy sił, by miały wolę walki.

I może z boku wygląda to dziwnie, nie na miejscu. Ale taka jest miłość. Za wszelką cenę, bezwarunkowa, idzie w parze nierozłącznie z Nadzieją. Przy sąsiednim łóżeczku tata czyta bajki swojej córeczce, strasznie zmęczonej przez bezlitosnego raka. Martwi się, bo mała ma lodowate stópki. Prezentuję jej szybko grube skarpetki w renifery, które drugie takie same ma Jagoda i to ostatnia rzecz, którą mogę zrobić, bo dziewczynka za dwa dni odchodzi do Pana…

Gdy personel nas wyprasza i na parkingu szukamy auta, zdaję sobie sprawę, że jeszcze nigdy w Wigilię nie byłam tak głodna.

Witamy nasze dzieci, całą noc sercem i modlitwą jestem przy tej najsłabszej…

„A Słowo stało się Ciałem, i zamieszkało wśród nas.

I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę,

jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,

pełen łaski i prawdy”

Ew. J. 1; 14

Trzecia Wigilia Jagody, 2017.

Jesteśmy w domu. Dzieci, my i nasi najbliżsi gromadzimy się by zapalić ogień z Betlejem. Ola czyta fragment Pisma Świętego, śpiewamy „Bóg się rodzi”, wspólnie modlimy.

Mamy łzy w oczach. To łzy wzruszenia, radości, szczęścia, że możemy być razem. Łzy dziękczynienia, za całą drogę jaką przebyliśmy, która nas zbliżyła i umocniła. Łzy smutku, kiedy wymieniamy tych, których zabrakło, którzy opuścili nas i radują się już w Niebie…

Puste miejsce przy stole jest wypełnione Tobą Boże oraz wszystkimi tymi, których spotkaliśmy w czasie naszej wędrówki, a którzy zawsze już zostaną w naszych sercach.

Nie potrafię nie być myślami z wszystkimi rodzinami, dla których te Święta są inne, trudne, których spotkała rozłąka, tęsknota, strach…

Tym wszystkim życzę, by mieli WIARĘ, NADZIEJĘ i MIŁOŚĆ,

by w tej ciszy, która ich otacza przytulili do serca Boże Dziecię,

a Ono, by dało Wam pocieszenie płynące z Jego Niewinności i Chwały.

Jagoda śmiała się ze wszystkiego, cieszyła z każdego prezentu, szelestu papierów, śpiewu kolęd, obecności bliskich. Przy wigilijnym stole szeptałam jej do uszka:”widzisz jak fajnie jest w domu na Święta? Cieszę się, że jesteś, że wywalczyłaś je dla siebie i dla nas”.