Pierwszy miesiąc wakacji za nami. Mimo tego, że dzieci są w domu, bardzo mało mamy dni „wolnych”. Cały czas trwa regularna rehabilitacja, wizyty hospicyjne i zaplanowane wizyty lekarskie. Udało nam się nadrobić nieco kalendarz szczepień i pomimo różnych podzielonych głosów, wiem że zabezpieczam tym Jagodę i bardzo mi na tym zależało. Wiecie przecież jak często bywamy w szpitalu, a nie raz usłyszeliśmy już, że w pokoju obok jest krztusiec, ospa lub inna choroba zakaźna. Pomimo izolatek rodzice korzystają z tych samych toalet czy kuchni i zawsze jest ryzyko przeniesienia zarazków. Większość z tych chorób byłaby baaaardzo groźna dla Jagódki, ryzyko powikłań chorobowych jest znacznie wyższe w naszym indywidualny przypadku od ryzyka dolegliwości poszczepiennych. Opieka nad każdym dzieckiem to nieustanne podejmowanie decyzji. Rodzic zawsze kierować się będzie dobrem dziecka i swoją wiedzą, przekonaniami, co jest dla malucha najlepsze. Przy naszych starszych dzieciach wybory były naturalne. Jest przedszkole, jest szkoła, jest marzenie o lekcjach dodatkowych…Decyzje przychodzą same. W przypadku Jagodzianki często wydaje nam się, że nie wiemy, że nas to przerasta. Rozmyślamy dniami i nocami czy na coś się godzić, czy podejmować ryzyko, która szala mimo obaw przechyla się na korzyść Jagody. Ostatnio dobiła mnie Pani doktor z „żywieniówki” pytając czy już nie czas na PEG’a (dojście operacyjne do żołądka i karmienie później strzykawką dożołądkowo). Zakładanie sond jest uciążliwe i niemiłe dla nas i Jagody, ale … Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie chcemy się poddać. Jeszcze mówię sobie: „Nie pozwolę Ci na to, przewalczymy i uda nam się jeść i pić”. Póki co Jagoda przybiera regularnie i rośnie wzwyż, choć horyzontalnie;) Są dni gdzie je i pije sama i tego muszę się trzymać, o tym pamiętać i o to walczyć.

Już za momencik odbierzemy nasze pierwsze ortezy, choć droga o każdą rzecz jest hmmm skomplikowana. Od zapotrzebowania do realizacji to: wizyta u lekarza specjalisty, wystawienie zapotrzebowania, wizyta w zatłoczonym NFZ po pieczątkę i w tym wypadku wizyta z odlewaniem nóżek, wizyta przymiarkowa i wizyta odbiór. Całość nieco ponad miesiąc. Popatrzcie jak cudownie wyglądać mogą dziecięce gabinety! Brawo dla Vigo Ortho!

Muszę Wam jeszcze napisać o wielkiej miłości, która obudziła się we Franku. Do tej pory kochał Jagódkę bo jest taka słodziutka i malutka i trzeba ją chronić. I trochę nie wiedział co tu z nią robić bo Ola zawsze organizowała lepsze zabawy. Ale Ola wyruszyła na obóz zuchowy, pozostawiając nas czekających za listem od siebie (wiecie co to było, kiedy w czasach smartfonów i komunikacji, ośmiolatka wyjeżdża i jak kamień w wodę? Bo o to w harcerstwie chodzi. Jak szalona pisałam listy, rysowałam i codziennie pielgrzymowałam do skrzynki zaglądając pięć razy czy aby na pewno nie ma w niej listu). Franek nagle odnalazł się jako starszy brat. Był nieodlepny. Rano zaspany wytulał zdziwioną Małą, woził, bujał, gadał, kąpał, troszczył się:)))

Na koniec trochę naszej wakacyjnej codzienności:) Czytamy na potęgę! Nawet Jagoda jest stałą bywalczynią wiejskiej biblioteki. Biorąc pod uwagę, że lato jest kapryśne to w czasie deszczu nic tylko czytać. A w słoneczku, pod drzewkiem, na kocyku, nic tylko czytać;) Znalazłam też pozycję z mojego dzieciństwa, nic tylko czytać! I tylko żałuję, że nie nagrywam tych kilometrów liter i tomów, które przeczytaliśmy, miałabym sporo audiobooków własnego autorstwa. Ale czy jest coś lepszego niż kończyć, mówiąc „czas na obiad” albo „przerwa” i słyszeć „nie!!! błagamy, jeszcze trochę! jeszcze ostaatni rozdział!” Koneserką czytania na głos jest Jagunia, która śmieje się, kopie, „gada”. W czasie trzech części „Harrego Pottera” bała się z całej trójki najmniej;)

No i nasze lasy i jeziora, duużo lasów i jezior:)

Tak piękna Puszcza Notecka przeżyła chwile grozy, gdy 10 sierpnia 1992 roku, od iskier hamującego pociągu zapaliła się wysuszona ściółka. Ogień rozprzestrzeniał się momentalnie, mimo sił wszystkich jednostek straży z tej części województwa i helikopterów, spłonęło 6 tysięcy hektarów lasu, to 3 nadleśnictwa, a także ponad 20 budynków. Cudowne ocalenie przyszło z nieba, gdy po 9 godzinach przyszła gwałtowna burza, ucinając rozprzestrzenianie się ognia. Wspominam to zdarzenie bo jako kilkulatka byłam tam wtedy na wczasach. Pamiętam dziwną łunę nad lasem w czasie zachodu słońca, pamiętam jak w piżamkach rodzie wrzucili nas do auta i mamę, która biegła tylko po butelkę najmłodszego z nas. Pamiętam jak odetchnęliśmy, kiedy znaleźliśmy się już poza lasem, mijające nas co rusz wozy strażackie i niedoopisania niebo, groźne, granatowo czerwone…Ewakuowano pobliskie wsie. Pamiętam kiedy po paru dniach pojechaliśmy tam autem i płakałam jadąc przez pustynię, z której gdzieniegdzie wystawał kikut zwęglonego drzewa. Po latach wzniesiono parę kapliczek dziękczynnych, upamiętniając wymodloną burzę zesłaną przez Niebo.

Dbajmy o lasy! Zachowujmy ostrożność i czujność! W myśl przydrożnego hasła,”Widzisz ogień-Alarmuj!”