Moi Kochani, chciałabym poruszyć niełatwy temat opieki nad chorymi. Każdy z nas może znaleźć się w sytuacji, gdy los nie pozostawił innego wyboru, lub świadomie podejmie ten trud i opiekę nad mężem, matką, ciocią, samotnym wujem lub jak w moim przypadku własnym dzieckiem.
Czym jest taka opieka?
To wyzwanie, wyrzeczenie się siebie dla drugiego, to całodobowe służenie, to przedłużenie rąk chorego, to czytanie w jego myślach, to zapewnienie mu komfortu.
To również Twoje cierpienie, nauka cierpliwości, pokory, oddania i dzielenia się sobą.
Jesteś strażnikiem godności podopiecznego. Od Ciebie zależy czy jego/jej dzień będzie miły, pełen miłości, dobrej energii, czy pełen nudy i pusty.
Nikomu nie trzeba tłumaczyć że drugą osobę trzeba szanować. Ale wierz mi, w czasie całodobowej opieki nad chorym, trwającej dniami, miesiącami i latami, musisz odkryć to słowo na nowo. Bardzo łatwo bowiem wpaść w rutynę i machinalnie wykonywać codzienne czynności.
Uważaj, dla Ciebie to oczywiste, ale prowadzi do zguby Twojego podopiecznego.
Człowiek może być sparaliżowany, może być głuchy, ślepy i niemy, ale zawsze doskonale wyczuje emocje, atmosferę, pośpiech otoczenia. Nie raz widziałam dzieci, o których ludzie bez empatii i wyobraźni powiedzieliby „warzywa”. I nawet te małe istoty, kiedy wyczuwają niepokój, kiedy same czują dyskomfort, reagują przyspieszeniem tętna, potem, spadkiem saturacji.
Dobrze, nie będę pisać ogólnikami. Opowiem Wam tylko o Jagodzie, a myślę, że zrozumiecie co chcę Wam przekazać:)

Jagoda jest sobą. Jagoda nie jest w stanie kogoś udawać, kogoś zgrywać. Kiedy jest głodna, jest głodna. Kiedy musi spać, zasypia. Kiedy coś jest nie tak, walczy do upadłego, aż zlokalizuję problem. Jest prawdziwa w tym co robi i czuje. Dodatkowo jeszcze na pewno często cierpi.
Jagoda kocha mnie i nawet jeśli jest źle, nie uśmiecha się, nigdy nie powiedziała do mnie słowa, to wiem to, bo oddaje mi całą siebie. Jestem jej opiekunką, a ona oddała mi bezwarunkowo swoje ciało i wszystkie potrzeby. Między nami narodziła się bardzo intymna więź. Sposób w jaki ją pielęgnuję, ubieram, dotykam, ona zna na pamięć i odnajduje w tym bezpieczeństwo. Staram się żeby ubieranie, kąpanie, nie były czymś co po prostu trzeba zrobić, tylko oddaniem jej hołdu. Tak, aby nigdy nie poczuła przy mnie wstydu, niechęci czy niecierpliwości. Jestem przekonana, że wtedy cierpiałaby sto razy bardziej. A może byłby to ten moment, kiedy stwierdziłaby, że już nie warto walczyć, że nie ma po co, i że to wszystko jest już ponad jej siły?
Oczywiście ja też czasem jestem u kresu. Kiedy rok temu przez długie miesiące wymiotowała po KAŻDYM posiłku, była chuda, aja myślałam że wyjdę z siebie ścierając po raz tysięczny chlust. Albo ostatnio, kiedy po raz kolejny pojawiła się histeria połączona z bezsennością. Jagoda potrafi nie spać i trzy noce, drzemiąc tylko przez godzinkę po czopku z luminalu. Czasem to mój organizm mówi stop, nie dam rady, muszę spać. Ważne jest żeby czasem po prostu przespać noc, wyjść na spacer, a potem wrócić i Małą wspierać, kochać, tulić, nie dawać odczuć swoich stresów i flustracji. Czasem widzę, że oczekuje kiedy się domyślę co jest nie tak. Patrzę na oczy, uszy, do buzi, brzuch, nogi, zmieniam pozycje, karmię, eliminuję kolejne ewentualności, aż znajdę i przyniosę upragnioną ulgę.

Jagoda będzie coraz większa. Z małej dziewczynki zmieni się w dziewczynę, kobietę. Chcę żeby była szczęśliwa. Jeśli zdarzyłoby się, że do tego czasu każdy jeden posiłek spożyty będzie dzięki moim rękom, każda kąpiel, czesanie, ubieranie dokonane jest przeze mnie, to musi to być dotyk miłości, więzi i zaufania, a nie szarpania i schematów.
Moja opieka jest dbaniem o jej szacunek i człowieczeństwo.
Gdzie jest Jezus cierpiący? Właśnie tu. W niej, we mnie. W tej intymnej więzi.
„Jeżeli chcesz mnie naśladować, to weź swój krzyż na każdy dzień…”